Już we wtorek 5 listopada rozegra się decydujące starcie o fotel Prezydenta USA. Kończy się ta długa, lecz bardzo zmienna kampania wyborcza, z gamechangerem, który nie miał prawa się udać, w postaci skrajnej lewaczki Kamali Harris, która oprócz tego, że nie ma demencji, nie różni się niczym charakterystycznym od Joe Bidena. No może, iż jest czarną kobietą! A jednak potrafiła poderwać niezdecydowanych do głosowania na kandydata demokratycznego, po fatalnych wynikach urzędującego obecnie prezydenta oraz przegranej z kretesem debaty z Trumpem. Z drugiej strony amerykański miliarder też nie miał łatwego zadania, ponieważ nikt przedtem nie dokonał odbicia Waszyngtonu po porażce przy ubieganiu się o reelekcję w 2020 r. Tym bardziej, iż przegrał z beznadziejnym Joe Bidenem. Jednak przez całe 4 lata pracował, o powtórne zostanie „idolem ulicy”, mimo podkładanych kłód pod nogi przez przeciwników. Liczne procesy, przeszukania posesji, a w końcu dwie próby zamachu na jego życie, były niesamowicie ciężkimi przeżyciami, które nie wystarczyły do ustąpienia biznesmena z Nowego Yorku. Według sondaży przed Election Day ma lekką przewagę i prowadzi w konserwatywnych stanach, które utracił 4 lata temu.
Jednak nie o tym chcę dywagować w tym tekście. Obywatele USA w większości już podjęli decyzję i skuteczność kampanii obu kandydatów, ocenią przy „urnach” wyborcy. Dla mnie najważniejsze jest uzasadnić, dlaczego uważam, że to ważne dla Polski, Europy, a tak naprawdę całego świata wybory oraz dlaczego akurat powinien zwyciężyć Trump.
Wizje świata prezentowane przez obie strony konfliktu są zupełnie różne, więc dość prosto zdecydować, co dla nas jest lepsze. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się polityka zagraniczna, ponieważ to Stany Zjednoczone nadają ton NATO, którego Państwo Polskie jest członkiem. Władze Paktu Północnoatlantyckiego- władzami Paktu, ale USA finansuje to towarzystwo, więc bez wiedzy Waszyngtonu nikt tam palcem nie kiwnie. W ten sposób losy wojny ukraińsko-rosyjskiej i konfliktu na Bliskim Wschodzie zależą od polityki prowadzonej przez Biały Dom, co za tym idzie – czy konflikt zbrojny będziemy mieli za wschodnią granicą, czy nie.
Z drugiej strony to z Hollywood i podobnych ośrodków lewicowej propagandy wychodzą wszelkie nowinki ideologiczne. Stąd też co cztery lata wybierają swojego człowieka, który będzie kochany przez celebrytów, aktorów i piosenkarzy, gdyż zrealizuje cały pakiet zmian dla nowej rewolucji komunistycznej. W końcu na wzgórzu ostrokrzewia było zagłębie bolszewii po II wojnie światowej, z którym walczył Ronald Reagan, jeszcze jako aktor. Tam się nic nie zmieniło, oprócz uciskanej mniejszości. A jest to wszystko kluczowe, ponieważ ze Stanów płyną wszystkie prądy modowe do Europy, w tym także do Polski. Wiadomo, że niezależnie od władz amerykańskich cała plejada gwiazd promuje progresywne poglądy, zwyczaje. Jednak przy wsparciu Waszyngtonu ten pociąg rewolucyjny jedzie ze zdwojoną siłą. Pojawia się presja społeczna mówiąca, że w USA to już jest i działa, to w Polsce też powinno itp.
Donald Trump oraz Kamala Harris są osobami z dwóch różnych światów i nie ma wielu rzeczy, które ich łączą. Dlatego też bardzo konkretnie wiadomo, co dany kandydat popiera, a czego nie. Są jednak dwie sprawy tak samo ważne dla obu polityków, choć w inny sposób przez nie postrzegane. Tymi kwestiami jest: „Ostateczne rozwiązanie kwestii chińskiej” oraz służba interesom „Państwa położonego w Palestynie”. Co ważne, obie sprawy łączą się z żywotnością naszego kraju. Jednak w jaki sposób? Eskalacja wojny ukraińsko-rosyjskiej jest kontynuacją imperialnej polityki laureata (sic!) Pokojowej Nagrody Nobla z Partii Demokratycznej, który panował w latach 2008-2016. To on najpierw resetował politykę wobec Rosji w Lizbonie w 2010 r. i niedługo go zlikwidował, a w 2014 r. sfinansował „Euromajdan” na Ukrainie, który doprowadził do szybkiego likwidowania moskiewskiej protekcji nad Kijowem. Federacja Rosyjska zajęła Krym, Janukowicza zmuszono do emigracji, Petroszenko zaczął dyskryminować rosyjskojęzyczną ludność, która ogłosiła powstanie w obwodach donieckim oraz ługańskim. Dopiero wygrana Trumpa uspokoiła sytuację i konflikt w miarę zamrożono. Biznesmen z Nowego Yorku nie widział zagrożenia dla dominacji amerykańskiej w Rosji -ale w Chinach. To w Putinie widział sojusznika albo neutralnego partnera w walce z Państwem Środka o prymat w polityce światowej. Do tego doszły spotkania z dyktatorem Korei Płn. i dało to pewien spójny pomysł na pojedynek z Chińczykami. Jednocześnie Trump zmienił układ w Europie, biorąc NATO oraz Unię Europejską na czele z Niemcami pod but. Poparł projekt Trójmorza, który bardzo zagrażał realizacji germańskiego planu Mittleuropa z 1915 roku. W Pakcie Północnoatlantyckim poustawiał państwa niepłacące wystarczająco i żyjące z pieniędzy USA. Do tego został bliskim sojusznikiem Polski i bardzo chętnie chciał pogłębiać współpracę z naszym państwem. Chociaż dla Rzeczpospolitej to dość egzotyczny sojusznik, jednak oddaliliśmy od siebie tasak niemiecki chętny do podporządkowania sobie naszego państwa. To wszystko zostało zburzone w 2021 r., kiedy swoją politykę imperialną, kontynuującą drogę Obamy, rozpoczął Joe Biden. Spotkał się dwa razy z Putinem w lecie, co spowodowało, iż niedługo potem Rosjanie rozpoczęli przygotowania do ataku na Ukrainę. Do tego podkusił nowego prezydenta Rusinów do wypowiedzenia porozumień mińskich. To przesądziło definitywnie o eskalacji konfliktu w lutym 2022. Jakimś dziwnym trafem od 2021 r. Białoruś wespół z Wołodią rozpoczęła wojnę hybrydową za pomocą turystów z Afryki i Bliskiego Wschodu, którzy szturmowali nasze granice, co trwa do dnia dzisiejszego. Wtedy już projekt osłabiania FR działał. Putin w rewanżu za antymoskiewską politykę Zachodu, a tym bardziej Polski, zorganizował napływ problematycznych, nielegalnych imigrantów. Kamala Harris zamierza kontynuować ten konflikt do ostatecznego zwycięstwa Ukrainy, które nie ma szans być zrealizowane, więc do ostatniego Ukraińca. A kto po naszych sąsiadach? Bałtowie? Mołdawianie? A może Polacy? Czemu nie wszystkich naraz?! Trump od dawna deklaruje, że chce tę wojnę zakończyć. Sposobów jest oczywiście kilka. Najlepiej dla nas byłoby, żeby kandydat Partii Republikańskiej spowodował rozmowy pokojowe albo chociaż jakieś zamrożenie konfliktu. Gorszą opcją będzie zatrzymanie finansowania wojny, ponieważ nie wiadomo jak zachowa się Prezydent FR. Bez konsekwencji byłby w stanie zająć Ukrainę i Mołdawię. Chyba nie zaryzykowałby inwazji na państwo NATO, ale w głowie i sercu byłego czekisty nie siedzę. W polskim interesie jest zakończenie tego konfliktu, ponieważ im dłużej on trwa, tym chętniej nasi „geniusze” chcą frymarczyć bytnością ojczyzny. Pomysły „wgniatania Putina w ziemię” i zestrzeliwania rosyjskich pocisków są bardzo niepokojące oraz nieodpowiedzialne. Wojna z Rosją to ostatnia rzecz, której potrzebujemy.
Łączy się z tym problemem kwestia bezkrytycznego wspierania interesów Izraela. Oba obozy amerykańskiej sceny politycznej chcąc czy też nie chcąc, są zmuszone do służby interesom żydowskim. Joe Biden i Kamala Harris im dłużej trwa „ostateczne rozwiązanie kwestii palestyńskiej”, tym bardziej próbują napomknąć herr Netanjahu, że to, co wyprawiają wobec Palestyńczyków, to jest niegodziwe humanitarnemu państwu. Ogólnie starają się jakby umyć ręce od tego konfliktu, że to nie oni, to Izraelczycy sami, to nasi sojusznicy, wspieramy ich, ale nie do końca nam się podoba styl. Natomiast Trump wraz z obozem republikańskim nie mają z tym problemu i oni będą wspierać „Państwo położone w Palestynie” do końca walki ze światem arabskim. Miliarder w poprzedniej kadencji swoich rządów stanowczo opowiadał się przeciwko Iranowi i nawet w Warszawie zorganizowano konferencję na ten temat. W tym widzę szansę na szybkie przekierowanie wszelkiego zaangażowania w wojnie na Ukrainie, właśnie na Bliski Wschód. W tej sytuacji musimy patrzeć interesem polskim, mimo że ta zmiana polityki może doprowadzić do większej tragedii Palestyńczyków.
W kwestii rewolucji komunistycznej sprawa jest bardzo prosta. Kamala Harris jest popierana przez wszelakie amerykańskie autorytety moralne, celebrytów, piosenkarzy, aktorów – po prostu całą śmietankę postępu. Co najbardziej przekonuje tych ludzi do tego? Wystarczy spojrzeć na bardzo interesujący sondaż, który pojawił się w poniedziałkowej Rzeczpospolitej. Wyborcy murzyno-hinduscy najbardziej są zainteresowani aborcją, sprawami mniejszości seksualnych, zmianami klimatycznymi czy nierównościami rasowymi. I to wszystko zapewnia im Kamala. Ona proponuje nieograniczoną aborcję i pozwoli „kobietom decydować o własnym ciele”, jak podkreślają żeńskie gwiazdy w mediach społecznościowych. Harris jest wielką orędowniczką „wolności” seksualnej i chce doprowadzić do kompletnej degrengolady w kwestiach płciowo-seksualnych. Nikt nie będzie wiedział, kim jest kobieta, a kim mężczyzna. Kto nie jest lepszą osobą w walce z rasizmem, czyli z policją i ogólnie białym człowiekiem jak czarna kobieta. No nie ma lepszego kandydata, nawet od Obamy, który popiera ochoczo Kamalę. Natomiast sprawa, która najbardziej uderzyłaby w Polskę, czyli walka ze zmianami klimatycznymi, jest kluczowa. To presja USA do zielonej transformacji wywierałaby jeszcze większy nacisk na świat, czyli jednocześnie na Polskę. To doprowadziłoby nas do ruiny finansowej. Możliwe, że przy zmianie rządu na normalniejszy od koalicji 13 grudnia, nasze stosunki ze Stanami mogłyby się bardzo pogorszyć. Harris to nie dziadunio z demencją, tylko alkoholiczka ze skrajnie lewackimi poglądami, które chce szerzyć na cały świat.
Donald Trump przez cztery lata prezydentury pokazał swój kierunek i jest zdecydowanym wrogiem rewolucji komunistycznej. Jego trafne nominacje sędziowskie do Sądu Najwyższego pozwoliły do obalenia wyroku Wade vs. Roe, który zalegalizował aborcję na obszarze całych Stanów. Nie udało się to nawet Ronaldowi Reaganowi. Ponadto teraz deklaruje się jako przeciwnik ideologii LGBT i są nadzieję na zdecydowaną walkę z tym środowiskiem, w czym nie był zdecydowany poprzednio. Ponadto ważne jest, iż Trump nie szaleje na klimatyzm i ma w nosie wszelką propagandę „planeta płonie” i „wszyscy zginiemy”.
Każdy z kandydatów ma swoje wady i oboje nie są wymarzonymi dla kandydatami Polski, lecz Donald Trump jest zdecydowanie lepszy od Kamali Harris. Kadencja Joe Bidena pokazała, jak wiele złego wydarzyło się dla naszej Ojczyzny i mogliśmy być wkręceni w wojenną maszynkę do mięsa. Mimo wszystko Trump! i tego się trzymajmy!
Wiktor